Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Ola Kala Virtanen

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Virtanen
Gwiezdne Dziecię – Ryby
Virtanen


Posts : 9
Join date : 24/04/2015

Ola Kala Virtanen Empty
PisanieTemat: Ola Kala Virtanen   Ola Kala Virtanen EmptyPią Kwi 24, 2015 9:26 pm

Nie wiem, kim jestem. Nie wiem, skąd się wziąłem. Jest wiele rzeczy, których nie rozumiem. Ale to nie jest ważne. Nic nie jest ważne. Najbardziej istotna jest chwila obecna, przyszłość zapisana w gwiazdach. Przyszłość, którą mogą poznać tylko nieliczni...

Godność: Miałem wiele imion. Odkąd się narodziłem różnie mnie nazywano. W każdym miejscu inaczej. Gdziekolwiek się pojawiłem, dostawałem nowe imię. Było ich mnóstwo. Nawet nie pamiętam już, jakie.
Ola Kala Virtanen. To miano najbardziej do mnie przylgnęło. Przywiązałem się do tego imienia. Sprawiało, że czułem się tak, jakbym istniał naprawdę. Jakbym miał swoje miejsce.

Wiek: Wyglądam na dwadzieścia trzy lata. Nigdy nie liczyłem, ile naprawdę mam lat. Nawet nie wiem, kiedy tak naprawdę się narodziłem. Pojawiłem się znikąd i tak też zakończę swoją drogę. Jestem starszy niż świat, choć nawet tego nie pamiętam. Czasem tylko, we śnie, mam przebłyski wspomnień z czasów, które dawno minęły.
Orientacja: W moim życiu przewinęło się wiele osób. Nigdy jednak żadną z nich nie interesowałem się bliżej. Bałem się? Być może. Wciąż obawiam się zaangażowania. Boję się zaufać, choć pragnę w głębi serca znaleźć tę jedyną połówkę. Płeć nie jest istotna, choć jednak bardziej wolę kobiety.  Po prostu chciałbym kiedyś założyć prawdziwą rodzinę, chciałbym żyć jak normalni ludzie...
Pochodzenie: Moim prawdziwym domem są gwiazdy. Stamtąd pochodzę, tam się narodziłem. Nie pamiętam jednak nic z tamtego okresu. Byłem duchem, wolnym, niczym nie skrępowanym. W ludzkiej powłoce narodziłem się w Finlandii.

Rasa: Narodziłem się jako Gwiezdne Dziecię, jeden z dwunastu, reprezentujących kolejne znaki zodiaku.(rasa dodatkowa) Do chwili zstąpienia na Ziemię wędrowałem pomiędzy gwiazdami, jako duch spoglądając na wydarzenia we Wszechświecie. Byłem prawdziwie wolny, niczym nie skrępowany, obserwowałem narodziny kolejnych gwiazd i planet. Każde z nas miało pod swoją opieką swoją własną gwiazdę, swoje ciało niebieskie, z którym był związany. Dzięki temu, kim jestem, mam wgląd w przyszłość. Potrafię przewidzieć bliskie mi wydarzenia, jednak często są one mgliste, niejasne. Mam jednak możliwość przewidywania ruchów przeciwnika bez względu na to, czy posiada on barierę mentalną. Ponadto każde z nas ma władzę nad jednym z czterech żywiołów, odpowiednio do przypisanego mu znaku.
Do czasu przybycia na ziemię Gwiezdne Dzieci wędrują pomiędzy ciałami niebieskimi jako duchy. Obserwują dzieje Wszechświata, jednak same w nie nie ingerują. Mają dostęp do spraw, do których normalny człowiek nigdy nie mógł nawet sięgnąć. Mają wiedzę, o której nie śniło się zwykłym śmiertelnikom. Potrafią przewidywać przyszłość, interpretować ją z niesamowitą dokładnością. Z momentem zejścia na ziemię, w Noc Spadających Gwiazd, zapominają jednak o tym, co działo się z nimi przed przyjęciem ludzkiej powłoki. Słabną także ich umiejętności przewidywania przyszłości, jednakże wciąż mają możliwość wglądu w najbliższe wydarzenia, dzięki czemu z łatwością mogą przewidzieć ruchy przeciwnika.  Oprócz wrodzonej intuicji Gwiezdne Dzieci posiadają także zdolność do wyczuwania i rozpoznawania innych ras. Ponadto ich regeneracja jest znacznie szybsza niż u przeciętnego człowieka

Ranga: Moim znakiem są Ryby. Jest to ściśle związane z moim charakterem, jak również z moimi umiejętnościami. Jak wcześniej wspomniałem, każde z Gwiezdnych Dzieci ma władzę nad jednym z czterech żywiołów. Moim żywiołem jest woda(3 posty kontroli nad żywiołem, 3 posty odpoczynku) Potrafię ją kontrolować, zmieniać jej stan skupienia, czerpać z powietrza, choć jest to bardzo męczące. Zdecydowanie lepiej wychodzi mi władza nad już obecnym żywiołem. Wystarczy mi naprawdę niewiele, by dokonywać z nią prawdziwych cudów.
Na świecie jednocześnie może przebywać jedynie dwanaścioro Gwiezdnych Dzieci, odpowiadających kolejno każdemu ze znaków zodiaku. Każde z nich, oprócz umiejętności przewidywania ruchów przeciwnika, posiada także niemalże absolutną władzę nad przypadającym mu żywiołem. W przypadku Ryb jest to woda. Ola może nią dowolnie manipulować, zmieniać jej stan skupienia, pobierać z powietrza. Moc ta, jak każda inna, ma także swoje ograniczenia.

Moc: Oprócz mocy związanych z moim pochodzeniem, potrafię również ożywiać słowa i rysunki. Dzięki tej umiejętności potrafię wyczarować prawdziwe cuda, których można także używać w realnym świecie. Nie są one tylko ułudą, można ich dotknąć, użyć, posmakować, w zależności od przeznaczenia danego przedmiotu. Zwierzęta żyją, urządzenia działają tak, jak gdyby wcale nie były narysowane czy tylko opisane. Jednakże można je równie łatwo zniszczyć, co prawdziwe przedmioty. Opisując coś nie mogę wpisać w to niezniszczalności czy jakiejś niebywałej odporności na urazy czy ataki magiczne. Owszem, mogę nieznacznie to podrasować, jednak wszystko w granicach rozsądku. Niestety, nie opanowałem jeszcze tworzenia słowem nieśmiertelnych mutantów czy rysowania super wypasionych robotów. Mimo to mam nadzieję, że kiedyś osiągnę również taki poziom.
Mocą Kalego jest ożywianie słów i rysunków. Potrafi on powołać do „życia” niemal każdą rzecz, którą można określić słowami bądź narysować. Wystarczy, że tego zachce, a papierowe postaci i przedmioty przeniosą się do realnego świata. Moc ta ma jednak swoje ograniczenia. Jednym z nich jest, przede wszystkim, możliwość ożywienia tylko pisanych słów. Słowa, które wypowiada, nie mają żadnej mocy, muszą być napisane, choćby palcem w powietrzu. To samo tyczy się także rysunków. Maksymalnie może ożywić jednocześnie pięć słów czy rysunków, które utrzymują się przez trzy posty. Następne użycie mocy możliwe jest po czterech postach.

Umiejętności: Ktoś, kto tyle wędruje już po ziemi posiada naprawdę wiele umiejętności. Ciężko wymienić je wszystkie, zawsze bowiem o czymś można zapomnieć, coś swoim ogonem przykryje diabeł, lub po prostu umiejętność ta zalicza się do podstawowych podstaw, więc nawet nie skupia się na niej większej uwagi. Ola zdecydowanie jest utalentowany w wielu dziedzinach, sam skupia się jednak na umiejętnościach typowo artystycznych. Jest mistrzem słowa pisanego, potrafi pisać zarówno piękne wiersze, jak i wciągające opowiadania wszelakiej maści. Dzięki znajomości niemalże wszystkich języków świata, jego utwory są jeszcze barwniejsze, a on sam posiada bardzo bogaty zasób słów. Oprócz umiejętności malowania słowem, potrafi on również posługiwać się pędzlem czy dłutem. Żadna dziedzina sztuki nie ma przed nim tajemnic. Potrafi zarówno malować, jak i rzeźbić czy szydełkować. Muzyka także nie ma przed nim tajemnic. Umie grać na niemal każdym instrumencie, a przynajmniej szybko się tego uczy. W pracach domowych również jest całkiem niezły,w  końcu przez wiele lat musiał radzić sobie sam. Nie ma większych problemów z wykonaniem jakichś prac remontowych, a urządzenia domowe nie mają przed nim tajemnic jeśli chodzi o naprawy. Dobrze gotuje, szczególnie upodobał sobie dania z ryb. W końcu, jakby nie patrzeć, sam jest niejako jedną z nich, więc doskonale wie, co zrobić, by nie zmarnować produktu. Wszelkie wypieki również nie mają przed nim tajemnic. Przez tyle lat chodzenia po świecie miał wystarczająco dużo czasu, by poznać niemal wszystkie sekrety światowej sławy szefów kuchni. Ponadto jeździ konno i na rowerze
Oczywiście nie należy też zapominać o umiejętnościach związanych z walką. Mimo że Kala jest pacyfistą, to jednak realia wymusiły na nim nabycie pewnych umiejętności. W swoim długim życiu opanował sztukę władania mieczem, z której to umiejętności stara się korzystać jak najrzadziej, mimo wszystko.

Broń: W dzisiejszym świecie nienawiści nie można nie walczyć. To jest niemożliwe. Zawsze trzeba mieć się na baczności, gdyż wokół roi się od fanatyków, gotowych wbić bezbronnej istocie nóż w plecy. Dlatego ja, oprócz swoich mocy, zmuszony byłem opanować umiejętność walki. Upodobałem sobie dwuręczny miecz ze zdobioną rękojeścią. Najczęściej leży gdzieś za szafą, jednakże w każdej chwili mogę przywołać jego kopię dzięki swojej umiejętności. Ta kopia jednak ma ograniczoną trwałość i po jakimś czasie po prostu znika.

Wygląd: Niektórych ludzi po prostu nie sposób przegapić. Mają w sobie to coś, co sprawia, że wzrok automatycznie kieruje się w ich stronę. Czasem jest to nietypowy ubiór, jakiś element wyróżniający z tłumu, czasem po prostu nieprzeciętna uroda. Powodów, dla których ludzie zwracają uwagę na te konkretne osoby jest naprawdę wiele. Czasem jest to zwykłe zainteresowanie elementem wyróżniającym kogoś z tłumu, czasem jest to świadome poszukiwanie osób podobnych do siebie. Zawsze jednak cechą, dla której dana osoba przykuwa naszą uwagę, jest aparycja.
Czy wyróżniam się z tłumu? Nie wiem. Nie potrafię tego ocenić. Osobiście uważam, że nie ma we mnie nic, co mogłoby zainteresować przypadkowego przechodnia mijanego na ulicy. Ot, zwykły chłopak. Taki, jak wielu na tym świecie. Nie jestem jakiś mega wysoki, mam tylko sto siedemdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu, a moja waga również nie odbiega jakoś od normy, wynosząc dokładnie siedemdziesiąt pięć kilogramów. Naprawdę nic nadzwyczajnego. Nie jestem też jakimś super mięśniakiem. Skupiając się raczej na rozwijaniu aspektów duchowych udało mi się wykształcić jedynie delikatne zarysy mięśni powstałe w wyniku treningów walki mieczem. Raczej nie należę do osób, które przesadnie dbają o tężyznę fizyczną. Nie uważam, żeby mięśnie były mi jakoś specjalnie do życia potrzebne. Mam przecież swoje moce, prawda?
Sam Ola, z natury skromy chłopak, nie uważa siebie za jakiegoś przystojniaka. Mimo to na uwagę zasługują pewne dosyć istotne aspekty jego aparycji, wyraźnie wskazujące na jego typowo skandynawską urodę. Pierwszym z nich są jego gęste blond włosy, długością sięgające nieco za uszy. Nosi je najczęściej zaczesane do tyłu, a niesforne kosmyki opadają mu na twarz. Kolejnym interesującym elementem jego wyglądu są duże, niemalże hipnotyzująco niebieskie oczy, które mienią się różnymi kolorami w zależności od oświetlenia. Okolone gęstą kurtyną rzęs wyglądają jak małe gwiezdne galaktyki zamknięte w jego spojrzeniu. Można śmiało powiedzieć, że są oknami jego duszy,  gdyż odbijają się w nich wszystkie emocje, jakie w danej chwili odczuwa, przez co naprawdę ciężko jest mu cokolwiek ukryć. Z takim spojrzeniem kłamać to on zdecydowanie nie potrafi. Całości dopełnia kształtny, lekko zadarty nos i pełne usta w delikatnym malinowym odcieniu. Wszystko to w połączeniu z jego porcelanową wręcz cerą sprawia wrażenie, jakby był młodszy niż jest w rzeczywistości, co często powoduje różne zabawne sytuacje.
Znaki szczególne? Cóż, każdy jakieś ma, na pewno. Przybierając powłokę ludzką również nie zostałem ich pozbawiony. Nie jestem idealny, wbrew pozorom. Swoje idealne ciało zostawiłem gdzieś we Wszechświecie, gdzie czeka, aż znów powrócę do domu.
Wracając jednak do znaków. Owszem, posiadam. Największym i najbardziej rzucającym się w oczy jest chyba znamię w kształcie symbolu Ryb na obojczyku. To moje piętno, znak rozpoznawczy jako Gwiezdnego Dziecka. Każde z nas posiada znamię w kształcie swojego symbolu na ciele. Miejsce jest indywidualne dla każdego Dziecka, toteż nie znajdzie się drugie ze znamieniem w tym samym miejscu, co moje. To jest kolejny dowód na to, że każde z nas jest wyjątkowe. O ile to znamię mam odkąd przybyłem na ziemię, to już kolejne powstały nieco później. Tak więc mam niewielką podłużną bliznę na prawej dłoni, zaczynającą się w miejscu, w którym linia życia łączy się z nadgarstkiem. Jest to pamiątka po mojej nauce jazdy na rowerze. Ale, jak widać, nie zniechęciło mnie to do dalszych prób.
Z każdym kolejnym wcieleniem mój wzrok nieco się pogarsza. Nie wiem, czym to jest wywołane, jednak sprawia to, że, niestety, zmuszony jestem używać okularów do czytania. Nie jest to jakoś szczególnie uciążliwe, ale zawsze wolałbym mieć zdrowe oczy.

 
Charakter: Co możesz powiedzieć o przechodniu przypadkowo mijanym na ulicy? Czy możesz stwierdzić, jakim jest człowiekiem, jakie ma cechy charakteru, osobowości? Och, oczywiście, że nie. Możesz snuć przypuszczenia, hipotezy, jednak na podstawie jednego spojrzenia nikt nie jest w stanie tak naprawdę powiedzieć, z kim ma do czynienia.
Charakter jest bardzo skomplikowanym aspektem funkcjonowania człowieka. Wraz z temperamentem i uzdolnieniami tworzy osobowość, jedyną i niepowtarzalną dla każdego przedstawiciela rodzaju ludzkiego. Jak cała ludzka psychika, nie jest prosto ją ot tak określić. Osobowość bada się specjalistycznymi testami, by ustalić jej cechy. Możliwych wariantów jest wiele, a każdy z nich charakteryzuje się czymś innym.  Mnogość indywidualnych czynników zależnych zarówno od genów jak i od środowiska sprawia, że opisanie charakteru jest nie lada wyzwaniem.
Bo od czegóż zacząć? „Od początku”, niejeden życzliwy poczęstuje nas radą. Ale gdzie jest ten początek, jeśli mowa o charakterze? Z wyglądem nie ma takiego problemu, gdyż przyjmując pewien schemat wiadomo, jak zacząć, Jednak charakter to już inna sprawa. Tu nie bardzo da się opracować jakikolwiek schemat w działaniu. Mimo to poddawanie się na samym początku nie ma większego sensu, czyż nie?
Nigdy nie lubiłem mówić, jaki jestem. Nigdy nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów na opisanie charakteru, ani tym bardziej osobowości. Może wynika to z mojej nieśmiałości. Nigdy bowiem nie zabiegałem o jakąkolwiek uwagę, nie wywyższałem się. Po prostu byłem sobą i to mi wystarczało.
~
-Kala? Często zapominał o sobie. Był gotowy naprawdę poświęcić wszystko dla swoich przyjaciół i nie tylko. Ludzie często wykorzystywali jego ofiarność i dziecięcą naiwność. Łatwo było nim manipulować, często zmieniał zdanie i był podatny na wpływy. Działał pod wpływem emocji, często zmieniał zdanie, co sprawiało, że czasem naprawdę ciężko było się z nim dogadać. Ale był naprawdę cudownym przyjacielem. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałam nikogo tak oddanego, cierpliwego, gotowego poświęcić naprawdę wiele dla swoich przyjaciół.
Jest strasznym perfekcjonistą, jeśli chodzi o jego sztukę. Pełen samokrytycyzmu nigdy nie zaakceptuje niewykończonego niemalże do perfekcji dzieła. Przez to często zdarza mu się przedobrzyć, co wprowadza go w głęboki smutek zakrawający nawet o depresję. Chłopak jest naprawdę uczuciowy, łatwo poddaje się emocjom, a już w szczególności tym negatywnym. No i ma zdecydowanie skłonność do wszelkiego rodzaju uzależnień. Obgryzania paznokci w chwilach stresowych wciąż nie może się pozbyć.
~
Skomplikowana psychika Gwiezdnego Dziecięcia naznaczona jest śladem ich wiecznego życia. Kala często nie potrafi odnaleźć się we współczesnym mu świecie, często traci kontakt z rzeczywistością, oddając się wspomnieniom czy nadchodzącym wizjom. Mimo że po ziemi spaceruje już naprawdę długo i na własne oczy mógł obserwować rozwój współczesnej techniki, to i tak nie potrafi się nią posługiwać. Telefony, tablety, laptopy, to wszystko to dla niego czarna magia. Nie potrafi zrozumieć działania, idei istnienia czegoś takiego, jak smartfon. Telefon posiada więc z czystej konieczności, choć naprawdę rzadko go używa. Często zapomina też o różnych rzeczach, najczęściej są to błahostki, choć zdarza mu się zapomnieć o naprawdę ważnych sprawach. Nigdy jednak nie zapomniał o żadnym spotkaniu, ba, niemal zawsze przychodzi punktualnie. Mimo oderwania od świata i braku poczucia czasu jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się gdziekolwiek i kiedykolwiek spóźnić.

Historia: „Ryby zawdzięczają swój pobyt na niebie Erosowi. Ten mały chłopczyk często dokuczał wszystkim rażąc swoimi złotymi i żelaznymi strzałami. Złote budziły miłość, żelazne nienawiść. Pewnego razu rozkochał Tyfona sturękiego potwora w pewnej uroczej nimfie, w niej zaś wzbudził do Tyfona nienawiść. Potwór rozwścieczył się strasznie i zaczął tropić Erosa szukając zemsty. Odnalazł go wraz z matką Afrodytą nad brzegiem Eufratu. Afrodyta zamieniła siebie i syna w ryby, i skoczyli do rzeki.
Poprosiła Zeusa by umieścił wizerunek ryb wśród gwiazd, a Erosowi nakazała, by zawsze kiedy najdzie go ochota zrobić głupi dowcip, spojrzał w niebo na Ryby. „

~~

„Pomyśl życzenie, gdy widzisz spadającą gwiazdę”
Wielu z nas słyszało te słowa, choć nie każdy brał je sobie do serca. Bo kto wierzyłby w durne przesądy? Gwiazda to gwiazda, pięknie wygląda, ale nie potrafi spełniać życzeń. Mimo to niektórzy wciąż wierzą, że ten kawałek skały posiada tamie możliwości, by w jednej chwili spełnić to wszystko, o czym się marzyło od dziecka. Bo czyż nie byłoby to cudowne? W jedną noc dostać to, czego pragnęło się latami. W tak prosty sposób. Ot, tylko wypowiedzieć życzenie...
To nie może być trudne, prawda?

Tegoroczna noc spadających gwiazd byłą wyjątkowo pogodna. Astrid już od dawna na nią czekała, w końcu miała nadzieję, że coś się zmieni, że jej marzenie się spełni. Już próbowała wszystkiego, co tylko mogła. Jedyna nadzieja pozostawała w gwiazdach...
Od wielu lat bezskutecznie próbowała zajść w ciążę. Ich małżeństwo przeżywało prawdziwy kryzys, Taavi wciąż robił jej wyrzuty, sytuacja w rodzinie robiła się coraz bardziej napięta. Wszyscy pragnęli potomka, kogoś, komu można by przekazać dom i doświadczenie. Ale lata mijały i nic nie zapowiadało, że się uda.
Tym razem miało być jednak inaczej. Razem z mężem wybrała się na plażę, skąd najlepiej było widać gwiazdy, by nie przegapili ani jednej szansy. Zdesperowani ludzie wierzą we wszystko, więc dlaczego nie mieliby spróbować, może akurat się uda, może akurat to będzie to, co przełamie klątwę ciążącą nad ich małżeństwem. Żadne leki, czary, znachorskie zamawianie, tylko właśnie to jedno małe życzenie wypowiedziane w tę szczególną, magiczną noc...
Długo czekali na swoją gwiazdę.
Już prawie świtało, gdy w końcu udało im się zobaczyć charakterystyczną smugę na niebie. Ta gwiazda była jaśniejsza niż inne, mimo że niebo także już jaśniało. Astrid mocniej ścisnęła rękę męża, intensywnie myśląc o swoim życzeniu. Bo jeśli to też zawiedzie...
W końcu słońce zaczęło wyłaniać się zza horyzontu, więc powoli udali się w stronę domu. Szli w milczeniu, oboje zmęczeni i przemarznięci, oboje z ogromnymi planami i jeszcze większą nadzieją. Nie od razu też zauważyli ciemniejący kształt leżący na plaży. Z początku wzięli to za zwykłą kłodę wyrzuconą przez rozgniewane morze, jednak im bliżej byli, tym bardziej kłoda nabierała ludzkich kształtów. Niewiele myśląc, Astrid wyrwała się z objęć męża i podbiegła do leżącego na piasku ciała.
Był to chłopiec. Na oko dziesięcioletni, może młodszy. Jego nagie stopy obmywały spokojne fale, a on sam wyglądał, jakby spał. Gdyby nie to, że jego ciało było nienaturalnie zimne.
- Zabierzmy go stąd – Taavi podszedł do żony, ściągając z siebie ciepłą bluzę, by narzucić ją na ciało chłopca. Wziął go ostrożnie do siebie, tuląc do swojego ciała, by dodatkowo go rozgrzać. Astrid podniosła się z piasku i ruszyła za mężem, cały czas z troską spoglądając na to maleńkie ciałko w jego ramionach. Czyżby w końcu się udało? Czyżby durne bajki opowiadane dzieciom jednak okazały się prawdziwe?
Astrid szybko przygotowała łóżko dla ich nowego lokatora, a Taavi delikatnie ułożył malca na przygotowanym posłaniu. W świetle świec wyglądał jeszcze bardziej blado niż na zewnątrz. Mimo to wyglądało na to, że żył, choć jego oddech był ledwo wyczuwalny. Niewiele myśląc, kobieta rozebrała się i wśliznęła pod skóry, by ogrzać chłopczyka swoim własnym ciepłem.


Przez kilka następnych dni toczyła się walka o życie chłopca. Nie wiadomo, ile czasu spędził na plaży z nogami w wodzie. Mimo usilnych starań wszyscy w rodzinie wątpili, czy w ogóle z tego wyjdzie. Jedynie Astrid wciąż wierzyła w jego ocalenie. Pielęgnowała go przez cały ten czas, dbała, by miał wszystko, czego potrzebował. Nie poddawała się, nie teraz, gdy w końcu miała swojego upragnionego synka. Nie mogła tego zrobić, wiedząc, że drugiej szansy na pewno nie dostanie.
Jej wysiłki nie poszły na marne.
Nie minął tydzień, jak chłopiec wreszcie postanowił wrócić do świata żywych.

~~

Nie pamiętam tego, tak naprawdę. Niewiele pamiętam z okresów, gdy rodziłem się na nowo. Po prostu budziłem się, w zupełnie obcym miejscu, w zupełnie nowym ciele. Tym razem nie było inaczej.
Miałem dziesięć lat, choć wyglądałem na mniej. Zawsze tak było. To chyba przez moją drobną budowę, albo jasne włosy. Mimo to za każdym razem wiedziałem, ile tak naprawdę moje ciało ma lat. Jeszcze nigdy się nie pomyliłem. Takie rzeczy się po prostu czuje.
Pierwszym, co zobaczyłem po przebudzeniu, były niesamowicie jasne, niebieskie oczy. Jeszcze nigdy takich nie widziałem, ani wcześniej, ani później. Te oczy były wyjątkowe i należały do wyjątkowej kobiety. Od razu wyczułem, że ona naprawdę mnie kocha. Że cieszy się z mojego istnienia, z tego, że żyję, że jestem tu, na ziemi, w jej domu, w jej łóżku.
Pierwszy raz doświadczyłem czegoś takiego. Rodziłem się w różnych ciałach, w różnych kulturach, ale jeszcze nikt nie kochał mnie za to, że po prostu jestem. Że żyję. To było coś nowego. Coś, czego nigdy bym się nie spodziewał spotkać tu, na ziemi. To było takie... Ludzkie.
Bogowie, jakie on ma piękne oczy.
Jak Wszechświat, prawda? Jak całe galaktyki zamknięte w spojrzeniu, jak mądrość wieków dawnych i nadchodzących. Piękno całego świata, wszystkiego, co nas otacza, zarówno widzialnego, jak i niewidzialnego. Moc fizyczna, psychiczna, wszelkie myśli, wiara, systemy, wszystko, co stworzył człowiek i co jeszcze przed nim.
Jak masz na imię, skarbie?
Imię? Nie mam pojęcia. Nie wiem, nigdy tego nie wiedziałem. Zawsze to inni nadawali mi imiona, zamykali w nim, nadając mi jednocześnie ramy istnienia ludzkiego. Dzięki niemu byłem, stąpałem po ziemi. Należałem do kogoś.
Nigdy nie używałem imienia z wcześniejszego wcielenia. Zaczynałem nowe życie, więc i przybierałem nowe imię. Takie, które nadał mi mój opiekun, towarzysz. Za każdym razem było ono wyjątkowe.
Za każdym razem inne.
Kolejna gwiazdka w moim małym Wszechświecie.
W takim razie od dziś będzie Ola, dobrze? Podoba Ci się?


~~

Dni mijały na beztroskiej zabawie w gronie rodziny. Ola od razu przypadł wszystkim jej członkom do gustu, kradnąc ich serca swoim łagodnym, wszystkowiedzącym spojrzeniem. Mimo swoich dziesięciu wiosen był naprawdę inteligentnym chłopcem, co często dziwiło nie tylko rówieśników, ale przede wszystkim dorosłych. Szybko się uczył, choć wyglądało to raczej tak, jakby przypominał sobie dawno zapomniane pojęcia.
Żył, to było najważniejsze. W końcu Astrid dostała swojego wymarzonego syna, dziecko, na które tak długo czekała. Mimo że nie był nawet trochę podobny ani do niej, ani do Taavida, ale i tak kochała je jak własne. Nie potrafiła inaczej. Opiekowała się nim w chorobie, przywiązała do niego. Nie mogła pozwolić, by stała mu się krzywda. Nie teraz, gdy tak wiele serca włożyła w to, by go wychować, dopilnować, by nic mu się nie stało, by zawsze chodził ciepło ubrany i miał co jeść.
Ola nie pozostawał jej dłużny. Mimo swojego doświadczenia wielu rzeczy po prostu nie rozumiał. Na przykład jej miłości, jej bezgranicznej, matczynej miłości. Dla niego, który już wiele razy widział, jak ludzie kochają, było to coś nowego. Jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś takim, by ktoś pokochał go tylko dlatego, że jest. To było miłe, musiał przyznać, ale wiązało się też ze sporą odpowiedzialnością. Wraz z wiekiem, z kolejnymi nocami spadających gwiazd, Ola uczył się kochać swoją matkę, szukając sposobu, by jakoś tę miłość odwzajemnić. Starał się jak mógł, by nie sprawiać jej przykrości, by być dla niej dobrym synem. Takim, o jakim marzyła. Takim, jakiego zawsze pragnęła mieć.
To nie było  szczególnie trudne. Dzięki swojej gwiezdnej intuicji potrafił odgadnąć, czego w danym momencie się od niego oczekuje. Mimo iż czasem niektóre czynności wydawały mu się dziwne, to i tak posłusznie je wykonywał. W końcu tego właśnie chciała, prawda?

~~

Pierwszy raz zobaczyłem ją jak pomagałem ojcu rąbać drewno na opał. Miałem już wtedy siedemnaście lat i, według ludzkiej miary, już powinienem szukać sobie kandydatki na żonę. Przynajmniej według Astrid. Ja sam nie chciałem się wiązać, wiedziałem, że w moim życiu nie ma miejsca na stałe związki. Było ono zbyt niestabilne, bym mógł z kimś spędzić resztę moich dni. Nie było ich zbyt wiele zresztą. Już czułem, że powoli zbliża się mój czas, że jeszcze kilka dni, miesięcy, lat i przyjdzie mi znów umrzeć, by narodzić się na nowo. Jedyne, czego wtedy chciałem, to to, by Astrid wyruszyła w tę drogę ze mną. Nie chciałem łamać jej serca, chciałem, by umarła ze świadomością, że ja wciąż żyję, spełniam marzenia.
Ale jakie marzenia może mieć Gwiezdny Chłopiec? Kto, jak nie on, może zdawać sobie sprawę z ich ulotności, nietrwałości? Mimo to naprawdę chciałem, by do końca była szczęśliwa. By do końca miała swojego syna.
Nie miałem pojęcia, jakim cudem nie widziałem jej wcześniej. Znałem każdego mieszkańca naszej wioski, zarówno starca, jak i dziecko. A mimo to widziałem ją pierwszy raz. Była piękna. Niezbyt wysoka, szczupła, o pięknym ciele. Długie, jasne włosy miała splecione w gruby warkocz opadający na plecy. A jej oczy... Przez chwilę myślałem, że ona również jest Gwiezdnym Dzieckiem. Jej spojrzenie było niemalże identyczne jak moje. Nie mogłem od niej oderwać wzroku, choć ona nawet nie odwróciła się do mnie. Stałem jak wryty jeszcze dłuższą chwilę po tym, jak ostatecznie zniknęła z mojego pola widzenia. Dopiero silne klepnięcie w ramię wyrwało mnie z tego stanu.
Była jakąś daleką kuzynką miejscowego młynarza. Nie miała już nikogo, więc postanowili się nią zaopiekować. To była naprawdę złota dziewczyna. Miła, uczynna i w dodatku taka piękna... Była aniołem. Dość szybko okazało się, że nie jest taka jak ja. Nie miała pojęcia o tym, co dzieje się pomiędzy jednym wcieleniem a drugim. Była zwykłą dziewczyną, ale dla mnie była bóstwem.
Nie wiem, jak to się stało. Dość szybko zdobyłem jej względy, zbliżyłem się na tyle, by i ona mi zaufała. Ślub był tylko kwestią czasu. Miłość zaślepiła mnie do tego stopnia, że byłem gotów związać się z nią na całe życie. Mimo wiszącego nade mną widma rychłej śmierci... Nie przejmowałem się tym. Kochałem i byłem kochany. Nie mogło być lepiej.
Mieliśmy wielkie plany. Ślub planowaliśmy na wrzesień. Oboje już nie mogliśmy się doczekać, moi rodzice również bardzo się z tego cieszyli. Mimo że oboje byli już starzy, w końcu znaleźli mnie, gdy mieli już po pięćdziesiąt lat, to aktywnie uczestniczyli w przygotowaniach do tej uroczystości. W końcu byłem ich jedynym synem, wszystko musiało być idealne.


~~

Zbliżała się noc spadających gwiazd. Pogoda już dawno nie była tak piękna, było ciepło i słonecznie, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Ola nie przypominał sobie, by kiedykolwiek w tym rejonie było tak cudownie. Czyżby niebo również cieszyło się jego szczęściem?
Nie mogli się sobą nacieszyć. Wciąż przebywali razem, nie rozstawali się nawet na chwilę, a każda noc spędzona osobno była męczarnią. Tego wieczoru również spacerowali razem brzegiem morza, obserwując cudowny zachód słońca, rozkoszując się ciepłem jego ostatnich promieni. Kochali się. Nie mogło być lepiej.
Opuszczona stodoła wyglądała naprawdę zachęcająco. Uważając, by nikt ich nie zauważył, wkradli się do środka, zamykając za sobą drzwi. Niemal od wejścia zaczęli obdarzać się namiętnymi pocałunkami, ciesząc się sobą nawzajem. Tym razem nie zamierzali jednak na tym poprzestać. Już po chwili leżeli na sianie,nie przejmując się zupełnie tym, co ludzie powiedzą. Bo co mieli mówić? Byli razem, kochali się. Po co więc czekać? Zachłannie badali swoje ciała, rozkoszowali się dotykiem skóry partnera, wdychali nawzajem swój zapach. Byli szczęśliwi, jak jeszcze nigdy dotąd.
Już po wszystkim leżeli obok siebie przytuleni. Nie potrzebowali nic więcej, byli szczęśliwi.

~~

Satu. Moja bajka. Odeszła szybko, we śnie.
W wiosce wybuchł pożar. Było sucho, więc domy zajmowały się jeden po drugim, ciężko było to powstrzymać. Zmęczeni, spaliśmy jak zabici. Nie mam pojęcia, co tak naprawdę się stało. Nie wiem, dlaczego moja śmierć była tak gwałtowna. Czyżby dlatego, że zapomniałem o zasadzie, jaka rządziła moim życiem? Czyżby przez tę chwilę zapomnienia gwiazdy mściły się na całej wiosce, na wszystkim, co kochałem?
Mam tylko nadzieję, że moja prośba została wysłuchana. Że Astrid umarła ze świadomością, że żyję.
Jeszcze nigdy nie powróciłem tak szybko. Obudziłem się w tej samej stodole, w której przyszło mi zginąć. Pamiętałem wszystko, wiedziałem, co się stało. Moje ciało było kilka lat starsze niż w chwili śmierci. Leżałem pod zgliszczami stodoły, przysypany zimnym już popiołem. Niedaleko mnie leżało ciało Satu. Mimo licznych poparzeń wciąż była piękna. Oczywiście, już nie żyła. Nikt nie przeżył. Ogień zaatakował nocą, był bezlitosny. Jedynie ktoś taki jak ja, ktoś, kto nie boi się śmierci, kto wręcz się z nią przyjaźni, był w stanie ujść z życiem.
Tylko dlaczego wróciłem?
Nie miałem pojęcia.
Wciąż oszołomiony zabrałem się za uprzątnięcie ciał, zanim zlecą się tu wilki. Usypałem jeden duży grobowiec i trzy mniejsze, dla Satu, Astrid i Taavida. Wszystkie starannie obłożyłem kamieniami, by żadne dzikie zwierzęta nie dobrały się do ciał. I tak cud, że przez tych parę dni do nocy spadających gwiazd, żadne zwierzę nie zbliżyło się do tego miejsca.
Po tym skromnym pochówku wyruszyłem w dalszą drogę. Poszukiwałem innych Dzieci, kogoś, kto by mnie do nich zaprowadził. Gwiezdne Dzieci nigdy nie podróżowały samotnie.


~~

Tym razem nie było tak kolorowo. Jego ciało krzyczało o pomoc, każda komórka wyła z bólu. Nie mógł się ruszyć, a zalepione ropą oczy nie chciały się otworzyć. Wiedział, że tym razem coś poszło nie tak. Chociaż nie. Po prostu trafił w nieodpowiednie ręce. Poruszył się nieznacznie, by wyczuć, że jego ręce są skute na plecach. Och, to dlatego tak bolało...
- Obudził się?
Męski głos. Dźwięk kroków dudniący w czaszce. Cuchnący oddech, gdy pochylał się nad nim. Cios w brzuch, prosto w żołądek.
Skulił się, powstrzymując odruch wymiotny. Z jego ust wyrwał się cichy, zachrypnięty jęk. Zdecydowanie źle trafił....
- Wstawaj, śmieciu. Wystarczy tego spania. Nasza pani chce cię zobaczyć.
Cudem udało mu się rozchylić zaropiałe oczy. Wszystko było zamglone, rozmazane. Nie rozpoznawał kształtów. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdował. Wiedział jedynie, że wszystko go bolało.
Szarpnięciem został postawiony na nogi. Jego ciało zaprotestowało przeszywającym bólem, czuł, jak złamane żebro przemieściło mu się pod skórą. To nie wyglądało dobrze. Zdecydowanie nie wyglądało dobrze. Każdy krok, każdy najmniejszy ruch sprawiał mu niewyobrażalny ból.
Tylko skoro rodził się nieprzytomny, dlaczego miał tyle siniaków i złamane żebro? Dlaczego nic nie pamiętał?   Czyżby wiedzieli, kim jest? Ale skąd mogliby wiedzieć, że pojawi się akurat tej nocy?
Obolała głowa nie chciała współpracować, nie pojawiały się żadne racjonalne rozwiązania tego problemu. Jedyne, czego chciał, to znów się położyć i po prostu umrzeć.
Śmierć była przyjacielem.

~~

W głowie miałem istny mętlik, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie czułem własnego ciała, byłem obolały, ale moje rany i tak goiły się jak na psie. Problemem było tylko jak się goiły... Już nieraz musiałem mieć na nowo łamane i nastawiane kości. Wszystko wskazywało na to, że tym razem nie będzie inaczej.
Tyle pytań, tyle odpowiedzi... Wiedziałem jedno – muszę iść razem z nimi, choćby nie wiem, co, muszę iść do ich pani, bo ona na pewno zna odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Wie, dlaczego tu jestem i czemu nic nie pamiętam. I najprawdopodobniej wie też, kim jestem.
Przez całą drogę starałem się jak najbardziej opanować ciało i umysł. Musiałem zachować trzeźwość umysłu, by być w stanie się bronić. Choć trochę...
Satu...!
To była ona, mógłbym przysiąc. Wiem, że to niemożliwe, minęło tyle stuleci, to nie mogła być ona. Ale była. Kobieta, która półleżała na wielkim łożu z baldachimem, otoczona dziesiątkami poduszek, patrzyła na mnie tymi niesamowitymi oczyma, uderzająco podobnymi do jego własnych, a gruby blond warkocz opadał na jej pierś.
W końcu mogę Cię zobaczyć, moje dziecko... Tyle czasu minęło...
Jej uśmiech, tak podobny do uśmiechu Satu, jej głos, gesty, mimika, to wszystko wyglądało tak, jakby to była właśnie ona, jakby nie zginęła lata temu, jakbym nie pochował jej tam, w tej zapomnianej fińskiej wiosce. To było niemożliwe, przecież nie była Dzieckiem, nie miała znamienia... Więc jak... ? Jakim cudem ona była tak do niej podobna? To nie miało sensu....
Wszystko ma sens, jeśli zdecydujesz się zrozumieć. Jesteś taki głupiutki, moje dziecko...
To niemożliwe. Satu... Ta kobieta, ona nie mogła być moją matką. Przecież Dzieci nie miały rodziców, tak? Rodziły się z gwiazd, były wolne....
Tak wielu rzeczy jeszcze nie wiesz, synu. Jestem tym, kim chciałbyś, żebym była. Znam Cię lepiej, niż mogłoby Ci się to wydawać.
Dlaczego.... Nie rozumiałem, dlaczego ona mnie znalazła, dlaczego pozwoliła, by tak mnie traktowano. Nie rozumiałem w ogóle, kim jest i jaki miała interes w tym, że mnie więziła. Przecież to nie trzymało się kupy. Skoro jej na mnie zależało, skoro uważała się za moją matkę, to nie powinna chcieć dla mnie jak najlepiej?
To nie jest Twój czas, synu. Wracaj do gwiazd i czekaj, czekaj na swoją kolej. Aż w końcu odnajdziesz swoją drogę



Neptun jest nowym władcą, Jowisz jest starym władcą
Wenus jest wywyższony, Merkury jest na wygnaniu.
Merkury jest w upadku


nieposkromiony
Powrót do góry Go down
Taro
Czystokrwisty α
Taro


Posts : 117
Join date : 10/04/2015

Ola Kala Virtanen Empty
PisanieTemat: Re: Ola Kala Virtanen   Ola Kala Virtanen EmptyPią Kwi 24, 2015 9:37 pm

Akcept
Miłej gry
Powrót do góry Go down
 
Ola Kala Virtanen
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Nieśmiertelni ~ Kolebka Upadłych Aniołów ::   ::    K a r t y   P o s t a c i :: Karty akceptowane-
Skocz do: